niedziela, 10 lutego 2013

Nów

Wszystkie treści zamieszczane na tym, jakże ubogim, blogu są jedynie tworem mojej chorej wyobraźni. Żadne z opisanych tu zdarzeń nie miało miejsca, a osoba zwana "Nefi" nie istnieje... już nie.

***

No i stało się, zostałam sama. Co prawda został mi jeszcze mój szary pupilek, ale familja zaciera ręce, bo już niedługo i on zniknie z mojego życia.
Jeszcze całkiem do niedawna nie było u mnie tak źle, a wręcz powiedziałabym, że było pretty good. Miałam kochającego chłopaka, wymarzonego pupila, brak poważnej choroby gardła i zdecydowanie wyższe poczucie własnej wartości. Niestety w bardzo szybkim czasie wszystko zaczęło się diametralnie sypać.
Właściwie, będąc szczerą, muszę powiedzieć, że zaczęło się od gardła. Częste anginy, które były ogólnie ignorowanie przerodziły się w COŚ z czym teraz żaden lekarz nie potrafi sobie poradzić. Później, popełniając największy błąd swojego życia, rozstałam się z chłopakiem. A dalej... Dalej już było tylko gorzej.

Stoję teraz na krawędzi, a tak naprawdę to siedzę, bo nie jestem na tyle silna, żeby stać. Nic mnie już tutaj nie trzyma. Bo po co się męczyć? Życie ma być przyjemnością, a nie męczarnią, prawda? Po co żyć skoro ma to nam nie sprawiać przyjemności, a wręcz przeciwnie.
Siedzę sobie na tej krawędzi mojego skurczonego świata, i pluję pod nogi Bogu, w kótego nie wierzę.
Moje myśli krążą wciąż gdzieś wokół, prowizoryczne upchanej do przeciekającego wiadra, nieustającej agoni.

Pochylam się do przodu patrząc w przepaść i myśląc już tylko o uldze jaką przyniosłoby opadanie. Dlaczego nie skoczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez spamu proszę.