czwartek, 5 grudnia 2013

Reifikacja*

* uprzedmiotowienie




***

     Dziś nie wytrzymała. 
     Po prostu pękła. 
     Przytuliła się do niej i na chwilę zapomniała, bo ramiona przyjaciółki zapewniły względne poczucie bezpieczeństwa, miłości i bycia potrzebnym. Jednak nie minęło trzydzieści sekund kiedy jej serce napełniło się jeszcze większym bólem i pustką...nadęło się i...pękło, a wraz z nim wszystko dookoła. 


***

     - Patrzy się. 
     - Kto? 
     - ON, nie rób ze mnie idiotki, przecież wiem.
     - Dlaczego to robi? 

     - Mnie pytasz? To na Ciebie patrzy


***

     Była tak zaskoczona kiedy łzy zaczęły ściekać jej po policzkach i wsiąkać w odziane w koszulę ramię przyjaciółki, która przytulała ją mocno nie świadoma tego, że jedynie pogłębia jej ból, była tak zaskoczona, że nie wiedziała co powinna właściwie zrobić. 
     Więc po prostu stała i trzęsła się w jej ramionach pozwalając łzą pokazywać jej słabość.
     Do tej pory się jej udawało, od początku tygodnia wręcz z dumą nosiła maskę innej dziewczyny zdejmując ją dopiero w domu. 
     A teraz pękła. 


***

     Nie mogła pozbyć się zażenowania w stosunku do samej siebie. Sądziła, że kiedy pozwoli Mu żyć własnym życiem, że przestanie się wtrącać i zamknie go w sercu otoczonego grubym murem, aby choć tam był tylko dla niej, i zacznie udawać, że gra w Jego grę, sądziła, że będzie wtedy choć pozornie lepiej. 
     Dla niego może jest...tego nie wiedziała...
     Wiedziała natomiast, że udawać może tylko przed innymi, grać dla publiki, przed samą sobą nie potrafi. Jednak dziś wszystko wymknęło się spod kontroli. Kilka niefortunnych sekund. Jedna nierozważna myśl, która przedarła się do jej umysłu wywołana słowami przyjaciółki. Co prawda po chwili słabości otrząsnęła się i znów założyła maskę, uśmiechnęła i próbowała obrócić wszystko w żart. 
     Jednak stało się. 
     Wie, że nie jest już tak wiarygodna jak była wcześniej. Nie cofnie już łez, nie wymaże okropnego i żałosnego współczucia, które teraz maluje się w oczach przyjaciółki, tego którego miała nadzieje nigdy nie zobaczyć. 

***

     Dociera do niej beznadzieja, w której tonie. Przytłacza ją napływająca świadomość tego, że nic nie zmieni. 
     Udawanie niczego nie da. 
     Od teraz tak będzie wyglądało jej życie, bezsilna, czysta koegzystencja. 
     Teraz to wie. 
     Nadzieja umarła...umarła w momencie w którym pozwoliła łzom popłynąć, w jednym ułamku sekundy. 
     Lub wtedy gdy zobaczyła w oczach przyjaciółki to obrzydliwe współczucie. 


***

     Chciała być silna. Chciała dać sobie radę sama. Nie chciała współczucia, może jedynie zrozumienia, ale ono i tak niczego by jej nie dało. 
     Jej pieprzona duma legła w gruzach. 
     A ona po prostu stała tam, i płakała w jej ramie, jakby świat który ją otacza, zatrzymał się i cierpiał razem z nią...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bez spamu proszę.